października 31, 2020

V Chodzieska ZaDyszka, Chodzież, 04.10.2020

                                                     

                                                   "W końcu można biegać"

           W tym roku wszystko wywróciło się do góry nogami w biegowym świecie. Jeszcze kilka tygodni przed startem było zapisanych mało biegaczy i rozważano odwołanie imprezy. We wrześniu jednak biegacze lawinowo zaczęli się zapisywać i limit 250 osób został osiągnięty. Akurat krótko przed biegiem miałem zaplanowany wyjazd w góry podczas, którego było sporo wędrówek i biegania. 146 kilometrów i 6800 metrów przewyższeń przez kilka dni zostanie w nogach, a masa wspomnień i pięknych widoków zostanie w głowie na dłużej. Od początku nie miałem planu na bieg i ostatecznie zdecydowałem się na żywioł. Dzień wcześniej odbywał się "Chodzieski dzień bez samochodu"podczas, którego był przejazd ulicami miasta i zwrócenie uwagi na sytuację rowerzystów na drodze. Przy okazji odebrałem pakiet startowy. Podczas całej zawieruchy zmianie uległa również trasa. Nie została wydana zgoda na bieg ulicami miasta więc całość zostanie przeprowadzona na 2 pętlach do około jeziora. Rano śniadanie i kilka kilometrów na miejsce startu. Od lutego nie widziałem tylu biegaczy w jednym miejscu. To właśnie wtedy odbywały się ostatnie zawody biegowe na jakich byłem. Fajnie jest, cieszy mnie, że można pogadać, pośmiać się, poczuć atmosferę zawodów biegowych. Brakowało tego w ostatnich miesiącach. Przed biegiem jeszcze wspólne zdjęcia, zbicie piątek i punktualnie o 11.00 ruszamy. 

                                                     "Dobre złego początki"                       

           Ustawiam się blisko tych, którzy chcą biec poniżej 45 minut. Grzechu, Sroczka, Kamil, Migdał, gdzieś w pobliżu są jeszcze Dominik i Marek. Pierwszy kilometr w tłumie, drugi także, około 4 kilometra już jest swobodniej. Biegnie się w miarę spokojnie, konsekwentnie i miarowo. Rozmawiam, śmieję się. Pierwsze 5 kilometrów mija gładko. Nadspodziewanie. Jednak na 6 kilometrze czuję, że lekko nie będzie, oddech przyspiesza, nogi słabną. Jeszcze mam nadzieję wykrzesać trochę sił. Przez chwilę chcę poczekać na Adę by zobaczyć jak radzi sobie na trasie. Jednak naiwnie wierzę, że odzyskam siły i jeszcze zdołam przyspieszyć. Przed punktem z wodą przy plaży jeszcze mam w zasięgu wzroku tych, z którymi rozpocząłem bieg. Biorę łyka wody, jest mi gorąco, pogoda iście nie dająca poznać, że jest październik. Po minięciu Łazienek zaczyna się długa prosta, pozostały 2 kilometry. Dogania mnie Karolina, która na mecie mówi, że starała się dogonić "różową sukienkę", i mija. Kilkaset metrów przed metą jest ostra rywalizacja wśród kobiet. Zachęcam je do wykrzesania resztek sił dopingując do przyspieszenia. Ostatnie 2 zakręty w prawo i dobiegam do mety. Michał przybija pionę. Odbieram medal i czekam na resztę znajomych, którzy co chwilę wbiegają na metę. To był mój najszybszy bieg od dawna i najlepszy czas na 10 kilometrów na tym dystansie. Poprzedni pamięta jeszcze czasy początków biegania czyli roku 2016. Jednak dystans ten pokonywałem już szybciej podczas półmaratonu  😉  Po biegu jeszcze rozmowy, gratulacje i spostrzeżenia wymieniane ze znajomymi. Ada również pokonała ten dystans w rekordowym czasie. Sprawdzamy szybko wyniki i biegniemy jeszcze w deszczu na leśny 10 kilometrowy trening 😊  Z biegu jestem zadowolony. Pewnie gdybym zrobił kilka szybszych treningów i odpoczął należycie to byłoby o wiele lepiej. Jednak takie sprinty to zdecydowanie nie jest to co mnie kręci. Rano czytam lokalny portal internetowy i widzę, że Michu zdobył kilka nagród. Czym prędzej spieszę z telefonicznymi gratulacjami  😊  Jak zwykle podium obsadzili również Halinka, Roman, Norbert. Świetnie było ponownie spotkać się w tak licznym gronie. Mam jednak uzasadnione obawy, że to były ostatnie zawody biegowe w tym roku. Jeszcze będzie lepiej...Ta myśl mnie krzepi.

Czas: 45:49





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Vege Robak. Run For Fun , Blogger