października 06, 2019

Król Parku, 21.09.2019, Mosina

                                          
                      "Czwarta rano to jeszcze jest noc"

           Spontaniczne pomysły na biegi potrafią pozytywnie zaskakiwać. Przed Łemkowyną trzeba było jeszcze zrobić długi trening. Ciężko jednak wyjść na trening 50 kilometrowy. Z pomocą przyszedł Król Parku czyli bieg na dystansie 60 kilometrów. Podczas tak długiego biegu można jeszcze testować opcje żywieniowe na trasie, sprzęt przydatny podczas biegu, ubiór. Chciałem jeszcze wypróbować niedawno kupione skarpety wodoodporne. Pięć razy w tygodniu wstawałem o 4.30 do pracy i gdy nadchodzi sobota to trzeba wstać o 4.00. Tak właśnie łamie się schematy  😜  Wyjeżdżamy około 5.00 i na miejscu w Mosinie jesteśmy już przed godziną 7.00. Odbiór pakietów to szybka formalność.Jest jeszcze chłodno i od razu stwierdzam, że bieg rozpocznę z bluzie. Jeszcze zwiedzam tereny przy kąpielisku, wchodzę na wieżę widokową i szybko schodzę bo wieje do góry niemiłosiernie 😉 Jednak przed oczami rozpościera się piękny widok, tereny do biegania zacne. Plan jest prosty przebiec 60 kilometrów w takim tempie by się nie zajechać i trasę pokonać bez kontuzji. Jeszcze przed biegiem rozgrzewka, kilka zdjęć i około 8.00 ruszam. Początek to lekki podbieg i dalej leśne tereny. Biegnę lekko i przed sobą widzę tylko kilka osób. Jednak po 2 kilometrach oglądam się, zatrzymuję i czekam na Adę. Chcę byśmy wspólnie pokonali trasę. Do 10 kilometra wszystko przebiega wzorowo, ale około 15 kilometra Ada stwierdza, że tempo jest trochę za szybkie. Jeszcze do końca nie czuje się dobrze przez przeziębienie, które osłabiło organizm. Pytam Ady czy chce stanąć na podium i widzę tylko karcący wzrok jakby usłyszała niedorzeczny głos szaleńca  😉  Około 18 kilometra zdejmuję bluzę gdyż robi się coraz cieplej. Punkty odżywcze są usytuowane co około 9 kilometrów i na każdym staram się wypić wodę i zjeść choćby banana i czekoladę. Po półmaratonie widzę zrezygnowanie u Ady i brak mocy. 
                                      
                                              "Po dwakroć odrzucony"

            Po 3 punkcie mówi mi bym pobiegł sam bo wspólnie będziemy się męczyli. Przyspieszam i zaczynam wyprzedzać zawodników przede mną. Na 5 kilometrach wyprzedzam 15 osób i ciągle prę do przodu. Około 32 kilometra zagaduję mijanego zawodnika o kijki, które zabrał na trasę i od tego momentu biegniemy wspólnie. Przy rozmowach szybciej umykają kilometry i wspólnie się nakręcamy. Na 36 kilometrze zaczyna boleć mnie palec w lewej nodze i ze strachu oblewa mnie zimny pot. Przed oczami pojawia się wizja złamania zmęczeniowego, dotykam i uciskam palec, trochę boli. Po kilku kilometrach jednak ból mija i odczuwam ulgę. Biegnę jeszcze z Marcinem wspólnie do 45 kilometra po czym stwierdza, że mam pobiec dalej sam bo tempo jest za mocne dla niego. Cały czas zastanawiam się kiedy zaczną się przewyższenia na trasie bo obecnie spoglądając na zegarek mam dopiero połowę z zapowiadanych. Około 50 kilometra zaczęło się!!! Raz pod górę i z górki i tak kilka razy. Bardzo dobrze biegnie się mi do około 52 kilometra. Dopada mnie lekki kryzys. Na szczęście na ostatnim punkcie odzyskuję siły po zjedzeniu bananów i wypiciu izotoniku. Ostatnie kilometry ponownie biegnę swoim rytmem. Jeszcze tylko kilkanaście pompek przed metą i zasłużony medal. Ostatecznie od miejsca, w którym Ada chciała bym pobiegł sam wyprzedziłem 41 zawodników. Dokładnie wszystkich liczyłem by mieć zajęcie na trasie 😀  Jestem trochę głodny więc udaję się na posiłek. Jest bardzo smaczna kasza z sosem warzywnym. Przybiega Marcin, z którym biegłem przez część biegu i opowiada, że jednak użył kijków na podbiegach. W końcu dociera na metę zmęczona Ada i opowiada, że przez chorobę było jej ciężko. Jednak ostatecznie była 5 w kategorii wiekowej i gdyby tylko była w pełni zdrowia to byłoby o wiele lepiej. W drodze powrotnej nadal odczuwam ból palca. Organizacyjnie było bardzo dobrze, trasa dosyć płaska, ale przez szutry, piach i podbiegi nie było całkiem łatwo. Niestety tego dnia na trasie było sucho i nie udało się przetestować skarpet wodoodpornych. Po biegu czułem, że forma jest dobra i z drugiej części biegu gdy biegłem już samotnie jestem zadowolony. Fajnie było sprawdzić formę podczas przygotowań do dłuższego biegu. Z większym optymizmem teraz mogę wybiegać w przyszłość gdzie do pokonania będzie więcej kilometrów, ze zdecydowanie gorszą pogodą i większymi przewyższeniami 😜
Czas: 06:16:11








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Vege Robak. Run For Fun , Blogger